Nasza historia, której mam nadzieję będzie jeszcze ciąg dalszy – oczywiście z happy endem.
Pierwszy raz zwróciliśmy uwagę, że coś się dzieje, kiedy Kamilka miała 2 lata i ja wylądowałam w szpitalu. Po moim powrocie zaczęła chować się za mnie w obecności obcych ludzi.
Potem przyszedł etap przedszkola. Przez 3 lata przez jej grupę przewinęło się 5 pań. Aby powiedzieć cokolwiek więcej o Kamili było im oczywiście ciężko, bo przecież za krótko ją znają!!! Nalegałam na wizytę przedszkolnej psycholog, która jak każdy przypuszcza powiedziała, że to nieśmiałość i wyrośnie z tego… Oczywiście chyba wszyscy to znamy i teraz już wiemy, jaki to “bullshit”.
Kolejny etap to wizyta w PPP celem zbadania gotowości szkolnej. Oczywiście (!) Kamila nadaje się do szkoły bez żadnych zastrzeżeń – „kontakt werbalny z dzieckiem prawidłowy”!!!!!!! (w tym momencie cisną mi się na usta kolejne brzydkie wyrazy, ale się powstrzymam). Ok. Dziecko poszło do szkoły, trafiło na beznadziejną wychowawczynię, która nie podjęła współpracy….
Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, więc co…? Udaliśmy się do poradni, a poradnia co? Nie zgadniecie? Terapia gabinetowa… 2 lata… przez które dziecko w gabinecie nigdy się nie odezwało (mówiła nam, że te zajęcia są beznadziejne bo ciągle grają w jedną tą samą grę i po co ona w ogóle tam ma chodzić…). Stracony czas.
Zapisaliśmy więc ją prywatnie na TUS. Kamila bardzo lubiła chodzić na te zajęcia i jakieś drobniutkie postępy po czasie zrobiła. I to tam po raz pierwszy zetknęliśmy się z hasłem “mutyzm mybiórczy” . Prowadząca zajęcia dała nam do przeczytania artykuł w gazecie o mutyzmie wybiórczym i SZOK – tosz to jakby ktoś pisał dokładnie o naszym dziecku!!! I zaczęliśmy zgłębiać temat… od psychologów po psychiatrów przeróżnych i przeróżnistych … I co? I jedno wielkie gówno (za przeproszeniem). Każdemu tylko się zdawało że zna temat mutyzmu wybiórczego. Ale ludzie!!! Na litość boską, jak ktoś kto zna się na temacie może prosić o przedstawienie sprawy „przy dziecku o dziecku”!!! To raz… a dwa, sprawdzenie czy faktycznie nie mówi polegało na zadawaniu pytań „ no co tam Kamila u ciebie słychać?!” A trzy, to psychiatrzy oczywiście uważali, że wszystko załatwią leki. Owszem leki załatwiły ale to, że ja w końcu wyszłam z depresji i wzięłam się w garść co zaowocowało poluzowaniem gaci, i od razu lepszym kontaktem z dzieckiem, i wszystko jakoś ruszyło powoli do przodu. Kamila poszła do klasy 4. Zmieniła się wychowawczyni na bardzo empatyczną, chętną do pomocy babeczkę. Znalazłam grupę naszą kochaną na fejsie. Zapisaliśmy ją do podopiecznych. Zaczęliśmy czytać porady, moduły, zapisaliśmy się na webinary, na szkolenie z Maggie, zbieramy papierologię do ubiegania się o kształcenie specjalne…. i co bardzo ważne!!! – w końcu wiemy jak rozmawiać z naszym dzieckiem o mutyzmie wybiórczym i wiemy, że te rozmowy są potrzebne i bardzo dużo dają i nam, a przede wszystkim Kamili. Teraz wszystko zaczęło się jakoś układać. Dostaliśmy skrzydeł i brniemy z nową energią do przodu życząc sobie i Wam POWODZENIA!!!